Mhari McFarlane - ,,Miłość na później" (recenzja)

Jak odegrać się na byłym i znaleźć miłość? Zapraszam Was na recenzję powieści Mhari McFarlane.

Miłość na później

,Miłość na później"
Mhari McFarlane

Wydawnictwo: MUZA
Data wydania: 1 września 2021
Tłumaczenie: Nina Dzierżawska
Porzucona po osiemnastu latach związku prawniczka Laurie postanawia przyjąć propozycję swojego kolegi z kancelarii i udawać zakochaną w nim. Wkrótce jednak okazuje się, że uczucia mogą zniweczyć ich ustalenia. Czy Laurie uda się odnaleźć miłość?

Mhari McFarlane urodziła się w szkockim szkockim Falkirk w 1976 roku. Studiowała literaturę na Uniwersytecie w Manchesterze. Po zakończeniu nauki przeniosła się do Nottingham, gdzie pracowała jako dziennikarka. W wieku 31 lat postanowiła poświęcić się karierze pisarskiej. ,,Miłość na później" to jej szósta powieść.

Odegranie się na swoim ex, szukanie miłości i do tego cicho skradające się uczucie to elementy, które mogą być podstawą naprawdę intrygującej komedii romantycznej. W końcu prawie każdy czytelnik kibicuje skrzywdzonej połówce, którą najczęściej nieoczekiwanie zostawia jej partner. Gdy zobaczyłam miłą dla oka okładkę i opis, który zwiastował romans pełen nieoczekiwanych zdarzeń, byłam naprawdę przekonana. Opowieść o dwójce prawników, którzy postanawiają udawać zakochanych i przy tym osiągnąć własne cele mogła naprawdę się udać. Niestety ,,mogła". Bo tak naprawdę zabrakło mi tu akcji, która napędzałaby tę historię.

Po tym, jak wieloletni partner z dnia na dzień zostawia Laurie, kobieta jest wstrząśnięta. Tymczasem jej kolega z kancelarii - Jamie - chce zrobić wrażenie na szefostwie, a do tego potrzebna jest mu dziewczyna. Oboje postanawiają więc udawać zakochanych, ale żadne z nich nie spodziewa się, że ich plan szybko może zostać pokrzyżowany.

Trzydziestosześcioletnia prawniczka Laurie, która z dnia na dzień zostaje porzucona przez swojego chłopaka to główna bohaterka szóstej już powieści Mhari McFarlane. I muszę przyznać, że mam do niej ambiwalentny stosunek. Na pewno podobało mi się w niej to, że była dobra w tym, co robiła. Starała się pomagać innym - swoim kolegom z kancelarii i klientom. Widać, że robiła wiele dobrego i była po prostu dobrą osobą. Ale nie mogłam znieść w niej tego użalania się nad sobą, a w szczególności bezmyślności. Rzecz jasna znam podwaliny związków partnerskich, niechęci do małżeństwa itd, ale tak naprawdę będąc z facetem ponad osiemnaście lat i samemu nie wiedzieć czego się chce? To było dla mnie dziwne. Miałam wrażenie, że Laurie, choć ma trzydzieści sześć lat, to tak naprawdę mentalnie w niektórych chwilach była nastolatką z głową w chmurach, która nie myśli o przyszłości. Rzecz jasna doskonale rozumiem jej rozgoryczenie po tym, jak po osiemnastu latach(!!!) związku zostawił ją facet, którego kochała, ale po pewnym czasie już widać, że to bohaterka, która nie do końca ma pomysł na siebie. Na dodatek miałam wrażenie, że nie chciała się rozwijać. Cały czas, przez okres trwania jej związku z jej ex liczyła tylko na swojego chłopaka, nie zamierzała iść po podwyżkę, starać się o awans. Nawet po tym, jak wspólnicy kancelarii proponowali jej wystartowanie w konkursie na wspólnika widać, że nie chciała spróbować. Zabrakło mi w niej zadziorności, czegoś więcej. W zamian dostałam bohaterkę, której praktycznie wszystko jedno i nie ma pomysłu na siebie. Natomiast Jamie to mężczyzna, który chce się rozwijać, zostać wspólnikiem w kancelarii, ale jego opinia człowieka, który każdą noc spędza u innej kobiety, wcale mu w tym nie pomaga. Dlatego, by sobie zrobić dobre wrażenie, postanawia zawiązać z Laurie pakt i przekonać wspólników kancelarii, że nadaje się do roli ich wspólnika. I cóż, na swój sposób polubiłam Jamiego. Jest ambitny, wie czego chce. Choć nie wierzy w miłość, to z czasem chce walczyć o Laurie, ale wydawał mi się w niektórych momentach nieco mniej dojrzały, a Laurie chyba nie traktowała go do pewnego czasu poważnie. Zaimponował mi na końcu i jak dla mnie jest z pewnością postacią na duży plus w tej powieści, czego się nie spodziewałam. Co do pozostałych bohaterów, to mamy ich w tej powieści naprawdę wielu, zaczynając od ex Laurie, po pracowników kancelarii, a kończąc na przyjaciołach Laurie i Jamiego, ale nie zagłębiamy się w ich życie, nie mają oni swoich historii, które możemy obserwować. Powieść skupia się jedynie na relacji Laurie i Jamiego.

Chciałabym napisać, że styl pisania autorki jest lekki, ale niestety nie mogę, bo miejscami czytanie tej książki niesamowicie mi się dłużyło. Nie wiem, czy to wina tego, że autorka ponad sto pięćdziesiąt stron(!) poświęciła na sam wątek rozstania Laurie z jej chłopakiem? Zamiast wyczerpać ten motyw w góra pięćdziesiąt stron, to tutaj miałam wrażenie, że ciągnął się on tak długo, jak to tylko było możliwe, a przy tym nic nie wnosił już do książki. Były tylko żale głównej bohaterki, dopytywanie byłego chłopaka o to, co się stało, dlaczego. Oczywiście rozumiem, że należało przez jakiś czas pociągnąć ten wątek, ale w przypadku tej książki to już dla mnie lekka przesada. Uwielbiam, gdy w powieściach dużo się dzieje, a tutaj wszystko jest bardzo powolne; autorka wplatała tu niepotrzebne rozmowy, często o wydarzeniach/rzeczach, o których czytelnik już wie. Gdyby autorka zdecydowała się to ograniczyć, z pewnością książka byłaby o wiele krótsza, ale i czytelnikom byłoby łatwiej tę historię czytać. A tak przez większość książki wynudziłam się, bo Mhari McFarlane, zamiast podtrzymywać akcję nieustannie wplatała tu nic niewnoszące dialogi. Jest jednak w tej książce kilka rzeczy, które zdecydowanie zasługują na uwagę. Przede wszystkim autorka zdecydowała się na zastosowanie nieco większej różnicy wieku między głównymi bohaterami. Wynosi ona pięć lat, ale przy tym to Laurie, czyli kobieta jest starsza od Jamiego. Rzadko kiedy obserwuje się taki myk w romansach, a tutaj miło mnie to zaskoczyło. Warto też zwrócić uwagę na to, że autorka nie boi się na poruszanie trudnych tematów, takich jak zdrada czy utrata zaufania, co jest również bardzo ważne.

,,Miłość na później" to historia, która nie do końca spełniła moje oczekiwania. Miałam nadzieję, że Mhari McFarlane zaoferuje mi historię, która nie będzie nudziła. Tymczasem moje pierwsze spotkanie z tą autorką pozostawiało wiele do życzenia. Zabrakło mi tu większego dynamizmu, akcji. Było tu za wiele roztrząsania, niepotrzebnych dialogów, które nic nie wnosiły do fabuły czy relacji między bohaterami. Mimo wszystko jestem jednak ciekawa innych powieści spod pióra tej autorki, więc myślę, że dam jeszcze kiedyś szansę tej autorce.

Ocena:   ✰✰✰✰✰✰ (6/10)


Za możliwość przeczytania tej powieści dziękuję Wydawnictwu MUZA.

4 komentarze:

  1. Oj, a już myślałam, że to fajny umilacz na jesienne wieczory. Ale nie ma co się męczyć;)
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, książka słabo wypadła, bo naprawdę dobrze się zapowiadała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że ta książka okazała się słaba, bo miałam na nią chęć. Dziękuję Ci jednak za tę opinię, dzięki Tobie już wiem, że nie zmarnuję czasu na "Miłość na później" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie mam w planach czytanie tej książki. Moja znajoma bardzo ją polecała. Aż jestem ciekawa, jakie wrażenie zrobi lub nie na mnie :) Miałam ostatnio bowiem przykład jednej z powieści, którą poleciła mi siostra i zachwycała się całą serią. Do mnie natomiast książka nie trafiła i strasznie się przy niej męczyłam.

    OdpowiedzUsuń

Witam Cię kochany czytelniku. Bardzo się cieszę, że trafiłeś na mojego bloga. Będzie mi bardzo miło jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.

Pozdrawiam
Katarzyna ♥

Copyright © 2014 Mój Świat Literatury , Blogger
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...