Vi Keeland, Penelope Ward - ,,Drań z Manhattanu" (recenzja przedpremierowa)
24.7.18
22
7 gwiazdek
,
Drań z Manhattanu
,
erotyk
,
Keeland
,
książka romantyczna
,
literatura obyczajowa
,
Penelope Ward
,
recenzja przedpremierowa
,
romans
,
Vi Keeland
,
Ward
Czasami życie splata ze sobą dwie osoby jedynie dzięki przypadkowi. Czy przypadek może też sprawić, że ich życie zmieni się nieodwracalnie ?
Soraya Venedetta to dziewczyna, która posiada niewyparzony język i naturę prawdziwej Włoszki. Gdy pewnego dnia jadąc metrem dziewczyna znajduje telefon, chce oddać go jego właścicielowi, ale nic o nim nie wie. Dzięki spisowi kontaktów w telefonie Soraya poznaje adres jego właściciela. Okazuje się nim być Graham Morgan, który jest właścicielem firmy finansowej. Niestety, mężczyzna nie jest zainteresowany odebraniem zguby, ale gdy Soraya zostawia w jego telefonie trzy zdjęcia podejście Grahama do nieznajomej zaczyna się zmieniać.
Vi Keeland jest rodowitą nowojorczanką. W ciągu dnia pracuje jako prawniczka, a wieczorami pisze książki, które stają się bestsellerami ,,New York Timesa" i ,,USA Today". Jest mamą trójki świetnych dzieci i molem książkowym.
Penelope Ward wychowała się w Bostonie z piątką starszych braci. Obecnie wraz z mężem i dwójką dzieci mieszka w Rhode Island. Nie może żyć bez książek, kawy i weekendowych spotkań z przyjaciółmi.
Przypadki to tylko chwile, które z jednej strony czegoś nas uczą a z drugiej nas zmieniają, a ,,Drań z Manhattanu" tylko to potwierdza. Przyznam, że jest to moje pierwsze spotkanie z tymi autorkami, ale z pewnością jeszcze nie ostatnie. Spodziewałam się lekkiej opowieści o uczuciu, które zrodziło się pomiędzy tak skrajnie różnymi ludźmi, a oprócz tego dostałam także piękny morał z wątku pobocznego. Cóż, czegoż więcej chciałaby czytelniczka romansów ?
Książkę rozpoczyna scena znajoma prawie każdemu korzystającemu z komunikacji miejskiej (bitwa o siedzenie), oczywiście z małymi komplikacjami jak na romans przystało i pocałunkiem nieznajomego. Soraya to korzystająca z metra kobieta, która przypadkowo znajduje telefon i dzięki temu, że cudownie nie miał on żadnych zabezpieczeń dzwoni na jeden z pierwszych numerów na liście kontaktowej, oczywiście uprzednio sprawdzając galerię. I tak oto dzięki jednej z wielu wkurzonych na właściciela wyżej wymienionego telefonu kobiecie, dziewczyna poznaje dane właściciela i jego adres, ale gdy pojawia się w jego firmie, on nawet nie chce jej widzieć. Soraya pod wpływem impulsu robi sobie zdjęcia (pomijając twarz) i zostawia telefon. Tak zacznie się historia o miłości dwóch osób, które będą musiały pokonać wiele przeszkód by być razem.
Ona - piękna kobieta o urodzie Włoszki i niewyparzonym języku, która ma na każdy temat własne zdanie i farbuje końcówki włosów na kolor zgodny z jej samopoczuciem. On - gburowaty, przystojny i jak to zwykle w romansach bywa bogaty. Ogółem można powiedzieć, że to typowi bohaterowie romansu. Jednak, mimo wszystko to nie do końca jest prawda. Okazuje się, że główny bohater ma większe pokłady uczuć, niż nam czytelnikom na początku się wydawało. Opiekuńczość, oddanie, a przede wszystkim dobroć. I oczywiście nie pomijam tutaj jego seksualnych aluzji na widok zdjęć kobiety, która odniosła mu zgubę - wiecie, zawsze muszą być jakieś aluzje, ale tutaj akurat przez wzgląd na jego zmiany i przeszłość można mu wybaczyć zachowanie z początku książki. Jak się okazuje, miłość stapia nawet najtwardszy lód.
Gdybym dostała do przeczytania tylko parę rozdziałów tej książki, powiedziałabym, że chyba nie ma w niej nic ciekawego - powtarzalna fabuła, zabawa w kotka i myszkę i przede wszystkim te znienawidzone przeze mnie aluzje do ,,Pięćdziesięciu twarzy Greya" na drugiej stronie okładki. Nie wiem po co to komu było, bo ,,Drań z Manhattanu" z pewnością książki E.L. James nie przypomina, a co niektórych czytelników to porównanie tylko odstrasza. Ale to tylko złudzenie, jakie czytelnik ma po przeczytaniu paru stron prawie każdej pozycji. Ta książka wcale nie jest lekką historią romantyczną, bo pojawia się ta trzecia, a wraz z nią ktoś czwarty, kto bardzo zamąci w relacji głównych bohaterów. Z pewnością nie można nazwać tego lekkim romansem lub erotykiem, bowiem historia tych dwojga wcale łatwa nie jest, a miłość może czasami nie wystarczyć. Zresztą patrząc teraz na sytuację głównej bohaterki przypominają mi się hejty na księżną Kamilę, więc możecie się domyślić, dlaczego sytuacja bohaterów w tej książce jest niezwykle skomplikowana.
Książkę Keeland i Ward czyta się niezwykle szybko bo opiera się ona głównie na dialogach i tekstach SMS-ów; jednakże uprzedzam, że może Was ona nie wciągnąć od pierwszej strony. Warto jednak przeczekać, bo gdy akcja nabierze rozpędu nie będziecie się mogli oderwać. Historię poznajemy z punktu widzenia obojga głównych bohaterów, więc to dodatkowy atut tej książki. Bardzo ważnym tematem który podejmują autorki jest miłość matczyna do dziecka, pomimo nie bycia jego biologiczną matką i poświęcenie miłości dla dziecka. To sprawia, że książka stanowi także temat do przemyśleń i jednocześnie udowadnia, że literatura nazywana kobiecą jest coraz ambitniejsza i coraz bardziej różnorodna pomimo powielanych przez nią schematów.
,,Drań z Manhattanu" to opowieść o ludziach, którzy pomimo wielu przeciwieństw odnajdują drogę do siebie i uczą się na nowo kochać. I chociaż książka powiela schematy, które nieodzownie łączą się z literaturą romantyczną, to dostarcza ona wiele tematów do przemyśleń. Historia Sorayi i Grahama uświadamia nam, że miłość ma wiele twarzy, a każda z nich jest inna. Jeśli lubicie romantyczne historie, które nie są wcale takie proste, to ta książka powinna być dla Was dobrą propozycją.
Drań z Manhattanu Vi Keeland, Penelope Ward
Tłumaczenie: Edyta Stępkowska
Wydawnictwo: Editio Red
Data wydania: 1 sierpnia 2018
|
Vi Keeland jest rodowitą nowojorczanką. W ciągu dnia pracuje jako prawniczka, a wieczorami pisze książki, które stają się bestsellerami ,,New York Timesa" i ,,USA Today". Jest mamą trójki świetnych dzieci i molem książkowym.
Penelope Ward wychowała się w Bostonie z piątką starszych braci. Obecnie wraz z mężem i dwójką dzieci mieszka w Rhode Island. Nie może żyć bez książek, kawy i weekendowych spotkań z przyjaciółmi.
Przypadki to tylko chwile, które z jednej strony czegoś nas uczą a z drugiej nas zmieniają, a ,,Drań z Manhattanu" tylko to potwierdza. Przyznam, że jest to moje pierwsze spotkanie z tymi autorkami, ale z pewnością jeszcze nie ostatnie. Spodziewałam się lekkiej opowieści o uczuciu, które zrodziło się pomiędzy tak skrajnie różnymi ludźmi, a oprócz tego dostałam także piękny morał z wątku pobocznego. Cóż, czegoż więcej chciałaby czytelniczka romansów ?
Książkę rozpoczyna scena znajoma prawie każdemu korzystającemu z komunikacji miejskiej (bitwa o siedzenie), oczywiście z małymi komplikacjami jak na romans przystało i pocałunkiem nieznajomego. Soraya to korzystająca z metra kobieta, która przypadkowo znajduje telefon i dzięki temu, że cudownie nie miał on żadnych zabezpieczeń dzwoni na jeden z pierwszych numerów na liście kontaktowej, oczywiście uprzednio sprawdzając galerię. I tak oto dzięki jednej z wielu wkurzonych na właściciela wyżej wymienionego telefonu kobiecie, dziewczyna poznaje dane właściciela i jego adres, ale gdy pojawia się w jego firmie, on nawet nie chce jej widzieć. Soraya pod wpływem impulsu robi sobie zdjęcia (pomijając twarz) i zostawia telefon. Tak zacznie się historia o miłości dwóch osób, które będą musiały pokonać wiele przeszkód by być razem.
Ona - piękna kobieta o urodzie Włoszki i niewyparzonym języku, która ma na każdy temat własne zdanie i farbuje końcówki włosów na kolor zgodny z jej samopoczuciem. On - gburowaty, przystojny i jak to zwykle w romansach bywa bogaty. Ogółem można powiedzieć, że to typowi bohaterowie romansu. Jednak, mimo wszystko to nie do końca jest prawda. Okazuje się, że główny bohater ma większe pokłady uczuć, niż nam czytelnikom na początku się wydawało. Opiekuńczość, oddanie, a przede wszystkim dobroć. I oczywiście nie pomijam tutaj jego seksualnych aluzji na widok zdjęć kobiety, która odniosła mu zgubę - wiecie, zawsze muszą być jakieś aluzje, ale tutaj akurat przez wzgląd na jego zmiany i przeszłość można mu wybaczyć zachowanie z początku książki. Jak się okazuje, miłość stapia nawet najtwardszy lód.
Gdybym dostała do przeczytania tylko parę rozdziałów tej książki, powiedziałabym, że chyba nie ma w niej nic ciekawego - powtarzalna fabuła, zabawa w kotka i myszkę i przede wszystkim te znienawidzone przeze mnie aluzje do ,,Pięćdziesięciu twarzy Greya" na drugiej stronie okładki. Nie wiem po co to komu było, bo ,,Drań z Manhattanu" z pewnością książki E.L. James nie przypomina, a co niektórych czytelników to porównanie tylko odstrasza. Ale to tylko złudzenie, jakie czytelnik ma po przeczytaniu paru stron prawie każdej pozycji. Ta książka wcale nie jest lekką historią romantyczną, bo pojawia się ta trzecia, a wraz z nią ktoś czwarty, kto bardzo zamąci w relacji głównych bohaterów. Z pewnością nie można nazwać tego lekkim romansem lub erotykiem, bowiem historia tych dwojga wcale łatwa nie jest, a miłość może czasami nie wystarczyć. Zresztą patrząc teraz na sytuację głównej bohaterki przypominają mi się hejty na księżną Kamilę, więc możecie się domyślić, dlaczego sytuacja bohaterów w tej książce jest niezwykle skomplikowana.
Książkę Keeland i Ward czyta się niezwykle szybko bo opiera się ona głównie na dialogach i tekstach SMS-ów; jednakże uprzedzam, że może Was ona nie wciągnąć od pierwszej strony. Warto jednak przeczekać, bo gdy akcja nabierze rozpędu nie będziecie się mogli oderwać. Historię poznajemy z punktu widzenia obojga głównych bohaterów, więc to dodatkowy atut tej książki. Bardzo ważnym tematem który podejmują autorki jest miłość matczyna do dziecka, pomimo nie bycia jego biologiczną matką i poświęcenie miłości dla dziecka. To sprawia, że książka stanowi także temat do przemyśleń i jednocześnie udowadnia, że literatura nazywana kobiecą jest coraz ambitniejsza i coraz bardziej różnorodna pomimo powielanych przez nią schematów.
,,Drań z Manhattanu" to opowieść o ludziach, którzy pomimo wielu przeciwieństw odnajdują drogę do siebie i uczą się na nowo kochać. I chociaż książka powiela schematy, które nieodzownie łączą się z literaturą romantyczną, to dostarcza ona wiele tematów do przemyśleń. Historia Sorayi i Grahama uświadamia nam, że miłość ma wiele twarzy, a każda z nich jest inna. Jeśli lubicie romantyczne historie, które nie są wcale takie proste, to ta książka powinna być dla Was dobrą propozycją.
Ocena : ✰✰✰✰✰✰✰ (7/10)
Za możliwość przeczytania tej powieści dziękuję Grupie Helion (Wydawnictwu Editio Red) |
Bardzo zainteresował mnie opisany przez ciebie początek książki i to jak bohaterowie się poznają - fajny pomysł . Nigdy nie zwróciłam uwagi na tę książkę wcześniej (okładka odstrasza) ale w swojej wyważonej i racjonalnej recenzji naprawdę udało Ci się mnie zachęcić ;>
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że recenzja Ci się spodobała. Ja nie lubię okładek z ,,gołymi klatami", a na wielu forach piszą, że nie da się tych książek czytać w komunikacji miejskiej, bo ,,budzą zgorszenie wśród starszych pań". Mimo wszystko historia jest fajna i myślę, że po przeczytaniu tej pozycji powinnaś być zadowolona. :)
UsuńPozdrawiam
Jesli będę miała możliwość lektury tej książki, myślę, że z niej skorzystam. 😊
OdpowiedzUsuńNie czytałam ale chętnie ją przeczytam bo zaciekawiłas mnie ta książka :) pozdrawiam :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJak widzę to lektura idealna na jakiś wakacyjny dzień.
OdpowiedzUsuńNie mówię nie ale specjalnie jej nie będę szukała :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Ja zdecydowanie należę do grona osób, które porównanie do 50TG odstrasza. Ta historia wydaje mi się wystarczająco skomplikowana, żeby mogła być ciekawa.
OdpowiedzUsuńLubię takie romantyczne historie, więc możliwe, że się skuszę. ;)
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł brzmi bardzo zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nie odnalazłabym się w tej książce, także dam sobie z nią spokój.
OdpowiedzUsuńTeż ją mam i czeka na swoją kolej :D Jestem ciekawa jak im wyszła ta książka, a co do tego, że okładka zgarsza starsze Panie...je wszystko zgarsza XD
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Zachęciłam mnie, chyba kiedyś przeczytam:)
OdpowiedzUsuńhttps://slonecznastronazycia.blog/
Może w stu procentach przekonana nie jestem ale nie mówię stanowczo nie. Przynajmniej na razie mi starzy romansideł.
OdpowiedzUsuńCzasami i od romansów trzeba odpocząć :)
UsuńPozdrawiam
Chętnie przeczytam i nie będę sugerowała się porównaniami z "Greyem..." na okładce.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście nie ma co się nimi sugerować. Jeśli się skusisz, to życzę Ci udanej lektury :)
UsuńPozdrawiam
Bardzo chętnie zapoznam się z tą pozycją!;)
OdpowiedzUsuńTo książka w sam raz na lato, więc życzę udanej lektury :)
UsuńPozdrawiam
Tak. Tak. Tak. Muszę przeczytać ❤
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam! :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJakoś niespecjalnie ciągnie mnie do tej książki. Chyba erotyki mi się trochę przejadły, co może być spowodowane tym, że moje ostatnie spotkanie z New Adult, było dość traumatycznym przeżyciem xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :P
http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/